Jeszcze nie ochłonęłam po dzisiejszym
przedstawieniu. Nie pamiętam żeby jakiekolwiek zrobiło na mnie tak
wielkie wrażenie. Zacznijmy od nowej przestrzeni Capitolu - nowoczesnej i
nieprzekombinowanej z fantastyczną
akustyką. Sam spektakl? Bardzo dobrze skonstruowany: - jest i Jerozolima sprzed dwóch tysięcy lat i Moskwa sprzed kilkudziesięciu. Ukrzyżowanie Jezusa i Szatan w ateistycznym Związku Radzieckim. I obie siły spotykają się w finale. Rewelacyjna muzyka Piotra Dziuka i bezbłędne
przygotowanie wokalne całej ekipy. Świetna choreografia, perfekcyjnie
wykonana. A postaci? Mój zachwyt wzbudziła Justyna Szafran w roli
narratorki, a ciarki przechodziły przy głosie Wysockiego :)) A Behemot?
Cudownie się wił na drzwiach tramwaju. A moi ulubieńcy? Marcin Kiljan w
roli Iwana Bezdomnego? Prześmieszny i cudownie paradoksalny. I bezpłędny Jeszuka - Cezary Studniak. I tak można
niemal każdą postać po kolei. Trzy godziny prawdziwej, artystycznej uczty. Przygwoździła mnie ostatnia, refleksyjna
scena przy stole, kiedy bohaterowie rozważają rzeczywistość a świat za
nimi wiruje. I zdanie narratorki, przypuszczam, że wcielonej postaci żony
Bułhakowa, która mówi: „Mimo wszystko było to najpiękniejsze życie,
jakie można było sobie wymarzyć”.....