czwartek, 4 marca 2010

Fuerteventura - Szczesliwa wyspa?






03.03.2010r.
No to pierwszy dzien za nami. Rano wyjazd z domu o 2.00 i (o dziwo!) juz ok. 7.00 jestesmy na lotnisku Tegel w Berlinie. Tak to nas zaskoczylo, ze kierowcy, kiedy po przyjezdzie nie wychodzimy z busa, po 10 minutach mowia ¨to juz¨ :)Przesiedzimy czas do wylotu (3 godziny!) na Fuerteventure w Starbucks Coffee. Pozniej nadanie bagazy, odprawa, kontrola... No wlasnie. Nie wiedzialam, ze 100ml plynu, ktore wolno miec w bagazu podrecznym to tez; mydlo w plynie, lakier do wlosow i takie tam. Musialam sie cofnac i nadac torbe na bagaz glowny. Na szczescie dalej poszlo juz bez problemow.
Obawa przed pierwszym lotem (cz blednik sie nie rozszaleje) okazala sie niepotrzebna. Sart, i ladowanie przeszly bardzo sprawnie a do tego stewardem okazal sie sympatyczmy Polak Krzysztof, ktory zaopiekowal sie nasza grupa.
Ale to na tyle sielanki. P wejsciu na lotnisko w Las Palmas (mialo byc tak pieknie) okazalo sie mamy poblem z bagazem. Hiszpanie generalnie wyluzowani udzilaja sprzecznych informacji. W efekcie 2 walizy mamy w rekach a reszta podobno ma byc w naszym kolenym samolocie. Nie mamy czasu na spory, bo samolot juz czeka (Hiszpan, ktory w koncu sie nami zajal, mowi, ze zawsze mozemy poleciec nastepnym. Wladowujemy sie zartujac z calej sytuacji, ale wszyscy odczuwamy niezly stres. Njbardziej chyba Ewa, bo czuje sie bardzo odpowiedzialna za cala nasza grupe. Wreszcie na Fuertevenrura. Ju podczs lotu wita nas piekne slonce i tak jest na lotnisku. temperatura ok. 20 st. Na szczescie odnajduja sie wszystkie nasze walizki a na nas czeka grua hiszpanska. I nasze i ich dzieciaki sa niezle stremowane. Rozparcelowujemy cala gromadke a my z Ewa i Montse koordynatorka projektu jedziemy do hotelu. Jak sie okazuje to jedyny hotel w Puerto del Rosario, ale, jak sie zaraz przekonamy, bardzo przyzwoity. Widok z okna- prosto na ocean. Cudo!

Jest godzina ok. 18.30, idziemy z Ewa na kolacje. Przeszlysmy kawal miasta i nie ma zadnej knajpy! Wreszcie dotarlysmy do jednej i tu okazuje sie, ze jestesmy za wczesnie, bo kucharz zjawi sie za 15 minut. Postanowilysmy jednak zaczekac, bo bylysmy juz niezle glodne i zmeczone. Jedzonko bylo smaczne, bo i grillowany tunczyk i tradycyjna potrawa - ziemniaczki gotowane w mocno solonej wodzie - byly super, ale za to slono zaplacilysmy, bo po 20€. Jak sie okazuje frycowe, bo wracajac nagle wyrosly male knajpeczki. Moze nie takie eleganckie, ale w menu mnostwo dan po 8 €. Nic to, wrocimy tutaj jutro. Mimo wszystko Fuerteventura jest pelna uroku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz