piątek, 13 lipca 2012

Sakartwelos Gaumardżos!

Wreszcie wiemy co oznacza nazwa naszej wycieczki "Sakartwelos Guamardżos!" ."Sakartwelos" to Gruzja, "Guamardżos"-na zdrowie(toast), ale w tym zestawieniu  oznacza "Gruzjo zwyciężaj!". To toast, który dla Gruzinów wiele znaczy.
Dzisiaj przejechaliśmy ponad 300 km. Jak zapytałam Rominka o wrażenia to powiedział "boli mnie tyłek od siedzenia":)
Zaczęliśmy wycieczkę od KUATSI-jednego z najstarszych miast świata- aktualnie drugie co do wielkości miasto Gruzji, od niedawna siedziba ich parlamentu.Poza rynkiem i trzema ulicami w centrum to.... prawie trzeci świat(mierząc miarą nasze części Europy i naszej teraźniejszości). Następnie zwiedzaliśmy monastyr Gelati. Pierwotnie monaster oznaczał zespół oddzielnych pomieszczeń mieszkalnych mnichów objętych klauzurą, w późniejszym okresie termin ten nabrał znaczenia odpowiadającemu klasztorowi w chrześcijaństwie zachodnim.). Monastyr leży kilka kilometrów od Kutasi. Fundator (w 1106 roku) tego  klasztoru, , jeden z największych gruzińskich królów Dawid IV Aghmashenebeli – zwany "Budowniczym" (ok. 1073-1125 ) polecił po śmierci pochować się w jego bramie. W poprzek,  tak, aby każdy mógł przechodzić po jego grobie. Jego wolę uszanowano, ale… niemal wszyscy z szacunkiem omijali i omijają ten kamień. Króla Dawida można chyba porównać z naszym Mieszkiem. Klasztor wpisany jest na  Listę Dziedzictwa UNESCO, to  przykład gruzińskiej sakralnej architektury średniowiecznej. Główną budowlą w monastyrze jest duży kościół Najświętszej Marii Panny. Ma trzy apsydy, piękne freski z  XII oraz – w większości – z XVI-XVII w pokrywające ściany i strop. Są tu drewniany ikonostas oraz ikony, krzyże i inne sprzęty liturgiczne. Szczególnie piękna jest mozaika zdobiąca półkopułę apsydy. Wśród fresków ściennych uwagę zwracają natomiast postacie historyczne, m.in. fundatora klasztoru i kościoła, króla Dawida IV stojącego z jego modelem w jednej i zwojem pergaminu w drugiej ręce. Jest to podobno jedyny portret tego króla, jaki przetrwał do naszych czasów.
         Obok świątyni głównej, bliżej drogi i bramy, stoi mniejszy, w tym samym stylu, kościół św. Mikołaja (obecnie w remoncie), a nieco dalej po lewej stronie trzeci, św. Grzegorza z XIII w. W tym kompleksie architektonicznym znajdują się ponadto trzykondygnacyjna wieża – dzwonnica, obok której bije źródło, a także budynek dawnej Akademii Gelackiej, jednej z najważniejszych gruzińskich uczelni na przestrzeni kilku wieków. Działała ona jeszcze na początku XVI w., wykładali w niej uczeni także zagraniczni, pisano i przekładano dzieła historyczne, filozoficzne oraz literackie. Obok retoryki, gramatyki i filozofii uczono także matematyki, geometrii, astronomii, a nawet… sztuki rycia w złocie. Z dawnych, stojących obok klasztornych murów (po ich wewnętrznej stronie) budynków mieszkalnych, pozostało niewiele. Ale zachowała się dawna, dwukondygnacyjna brama, w której, pochowano króla Dawida Budowniczego.
Nieopodal przemykali popi w swoich czarnych habitach, z długimi brodami wspaniale wplatali się w klimat klasztoru.
                     Zjeżdżamy do miasteczka. Niewiele jest do zobaczenia. Znowu ogromne kontrasty - złota fontanna i rozpadające się budynki. Zachwycił nas targ. Sprzedawano na nim głównie warzywa i owoce, ale również herbatę (kupiliśmy), kozi ser (kupiliśmy - pycha!), świeże ryby i tzw "mydło i powidło". Zachwycił nas zapach ziół i przypraw. Koniecznie musimy je zabrać do Polski.

wejście do parku
Jedziemy dalej do BORDŻOMI, miasta  położonego w górach Małego Kaukazu, w dolinie rzeki Kury, słynnego ośrodka wypoczynkowego i uzdrowiska.Wjeżdżamy kolejką na górę - widoki są piękne, ale przerażające jest, że w parku narodowym jest takie śmieciowisko. Ponadto można w nim szaleć quadami i samochodami....
                         Kilkanaście kilometrów dalej w sympatycznej knajpce czekają na nas uczta zwana "gruzińskim stołem weselnym".  Zaserwowano nam kilka charakterystycznych potraw regionalnych. Zdecydowanie najbardziej smakowało nam chaczaturii (placek-coś jak nasz pizza nadziewany serem). Były też smakowite bakłażany z orzechami, grzyby duszone i zieleninka. Surówki (nie mam pojęcia z jakich ziół ) przyprawione na kwaśno sosem z owoców (podobno to najbardziej popularny sos w gruzińskiej kuchni).

                            Przed nami już tylko dwadzieścia kilka kilometrów jazdy w górę do hotelu w Bakuriani -takiego gruzińskiego Zakopanego(porównanie tych dwóch miejscowości to jednak kosmiczna przesada) . Jest położony jakieś 1500-1600 km npm. Zimą podobno to mekka narciarska.  Jeszcze tylko widok na  -pełen impresji zachód słońca...
 Wieczór spędzamy na pogaduchach przy wspaniałym winie gruzińskim Teliani Valley...

Bardzo się martwimy.. Nie ma wieści od Joasi i Artura...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz