Dzisiaj przejechaliśmy ponad 300 km. Jak zapytałam Rominka o wrażenia to powiedział "boli mnie tyłek od siedzenia":)
Zaczęliśmy wycieczkę od KUATSI-jednego z najstarszych miast świata- aktualnie drugie co do wielkości miasto Gruzji, od niedawna siedziba ich parlamentu.Poza rynkiem i trzema ulicami w centrum to.... prawie trzeci świat(mierząc miarą nasze części Europy i naszej teraźniejszości). Następnie zwiedzaliśmy monastyr Gelati. Pierwotnie monaster oznaczał zespół oddzielnych pomieszczeń mieszkalnych mnichów objętych klauzurą, w późniejszym okresie termin ten nabrał znaczenia odpowiadającemu klasztorowi w chrześcijaństwie zachodnim.). Monastyr leży kilka kilometrów od Kutasi. Fundator (w 1106 roku) tego klasztoru, , jeden z największych gruzińskich królów Dawid IV Aghmashenebeli – zwany "Budowniczym" (ok. 1073-1125 ) polecił po śmierci pochować się w jego bramie. W poprzek, tak, aby każdy mógł przechodzić po jego grobie. Jego wolę uszanowano, ale… niemal wszyscy z szacunkiem omijali i omijają ten kamień. Króla Dawida można chyba porównać z naszym Mieszkiem. Klasztor wpisany jest na Listę Dziedzictwa UNESCO, to przykład gruzińskiej sakralnej architektury średniowiecznej. Główną budowlą w monastyrze jest duży kościół Najświętszej Marii Panny. Ma trzy apsydy, piękne freski z XII oraz – w większości – z XVI-XVII w pokrywające ściany i strop. Są tu drewniany ikonostas oraz ikony, krzyże i inne sprzęty liturgiczne. Szczególnie piękna jest mozaika zdobiąca półkopułę apsydy. Wśród fresków ściennych uwagę zwracają natomiast postacie historyczne, m.in. fundatora klasztoru i kościoła, króla Dawida IV stojącego z jego modelem w jednej i zwojem pergaminu w drugiej ręce. Jest to podobno jedyny portret tego króla, jaki przetrwał do naszych czasów.
Zjeżdżamy do miasteczka. Niewiele jest do zobaczenia. Znowu ogromne kontrasty - złota fontanna i rozpadające się budynki. Zachwycił nas targ. Sprzedawano na nim głównie warzywa i owoce, ale również herbatę (kupiliśmy), kozi ser (kupiliśmy - pycha!), świeże ryby i tzw "mydło i powidło". Zachwycił nas zapach ziół i przypraw. Koniecznie musimy je zabrać do Polski.
wejście do parku |
Kilkanaście kilometrów dalej w sympatycznej knajpce czekają na nas uczta zwana "gruzińskim stołem weselnym". Zaserwowano nam kilka charakterystycznych potraw regionalnych. Zdecydowanie najbardziej smakowało nam chaczaturii (placek-coś jak nasz pizza nadziewany serem). Były też smakowite bakłażany z orzechami, grzyby duszone i zieleninka. Surówki (nie mam pojęcia z jakich ziół ) przyprawione na kwaśno sosem z owoców (podobno to najbardziej popularny sos w gruzińskiej kuchni).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKTapK0Hm6pKWdvuYL8jTNCojGzYbjA5momdN8c7-H5zoqYQZ9b5xC7CBtYBin6DLeNaXM1dN13RoKnh58zlnKczwri6IcjEmFijP4hj2OLgVqIZQ5y_zfzANQwxTob15g__ENfkxZWqkr/s200/teliani-mukuzani-2006_0.jpg)
Bardzo się martwimy.. Nie ma wieści od Joasi i Artura...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz