wtorek, 23 lipca 2013

Allingen - Gudhjem - Christiansoo - Allingen

Postanawiamy zostać jeszcze jedną noc na polu w Allingen. Ogniskowi współtowarzysze zachęcają nas do wycieczki na Christianso. Jedziemy 15 km do Gudhjem.
Trochę tu podjazdów, ale bez obciążenia szybko pokonujemy  trasę. Z góry obserwujemy miasteczko. jest niezwykle malownicze. Mamy się bajeczny widok na pomarańczowe dachy domków, kwitnące ogrody, białe kominy wędzarni oraz górujący nad miastem potężny wiatrak. Zjeżdżamy w dół. W dolemijamy  mnóstwo galerii i kafejek jednak dzisiaj mamy inny cel. 
Kupujemy bilety  i niebawem małym katamaranem wyruszamy w półtoragodzinny rejs na Christansoo, największą z 6 wysp archipelagu Ertholmene.Ma ona zaledwie 600 m długości i 400 szerokości. Co ciekawe, Ertholmene administracyjnie nie należą do żadnego duńskiego województwa, lecz podlegają bezpośrednio Ministerstwu Obrony Danii. Wysiadamy i mamy wrażenie, ze czas tu się zatrzymał ze 150 lat temu. Oczwyiście wysepka ma bardzo skomplikowaną historię. Dzisiaj stale zamieszkuje tu ok. 100 osób.Konserwator zabytków zabronił  budowania tu czegokolwiek – nawet mieszkańcy nie mogą wznosić domów! Brak jest także wody pitnej, toteż deszczówka, którą gromadzi się tu w wielkich zbiornikach jest „na wagę złota”. Z tego tez powodu, żeby nie została ona zaniecyszczona, na wysepce nie ma kotów i psów.  Wyjątkoem są świnki morskie bardzo lubiane przez mieszkańców. Drób musi być trzymany w ogrodzeniu.
Ponieważ turyści wciąż pytali mieszkańców o to samo, jeden z karczmarzy wydrukował na serwetkach odpowiedzi na nie:
1. Na wyspie żyje 115 osób w 50 gospodarstwach.
2. Nie, nie można tu wynająć żadnego domu.
3. Tak, mamy szkołę, w której 4 nauczycieli uczy 18 dzieci.
4.Nie, nie mamy własnego pastora, ale co drugą niedzielę przybywa do nas duchowny z Bornholmu i odprawia mszę.
5. Tak, mamy lekarza, który przyjmuje codziennie przed południem przez godzinę.
6. Jako karetka pływa kuter „Elephant” („słoń”), należący do rządu duńskiego, zaś gdy trzeba przybywa do nas szpitalny śmigłowiec z Kopenhagi.
7. Tak, możemy hodować drób, ptaki i króliki, ale żadnych psów i kotów, by nie zanieczyścić wody pitnej.
8. Tak, mamy telewizję, ale anteny są ukryte pod dachami ze względu na ochronę środowiska.
9. Co robimy zimą? – To samo co ludzie na kontynencie: czytamy książki z własnej biblioteki, mamy chór i przede wszystkim aż 115 przyjaciół i znajomych do odwiedzenia. Nie jesteśmy więc samotni.
10. Problem jest tylko w tym, że nasza młodzież w wieku 13 lat musi opuścić wyspę i kontynuować naukę mieszkając w innej części Danii w internacie.
 Spacerujemy po wyspie maleńkimi ścieżkami. Nawet rower nie jest tu dobrym (i koniecznym) środkiem lokomocji. Cicho tu i spokojnie. Mostkiem przechodzimy na Frederiksø, zwiedzamy zbudowaną w 1685 r. basztę Lille Tårn („mała wieża”) i mieszczące się w niej muzeum. Dalej budynek więzienia. W XIX w. trzymano tu między innymi więźniów politycznych. Najsławniejszym z nich był przeciwnik monarchii (za rządów Fryderyka VI), znany duński teolog i filozof Jacob Jacobsen Dampe.Wypijamy lokalne piwo, przygladamy się jak rybacy naprawiają sieci i ruszamy w drogę powrotną.
Naprawdę warto wysupłać korony i odwiedzić wysepkę.
Już z kataramanu spoglądamy na kolejną wysepkę archipelagu - Græsholmen. Znajduje się tu rezerwat ornitologiczny. Mają tu swoje legowiska alki i nurzyki i jest to jedyne takie miejsce w Danii..
Wsiadamy na "rumaki" i ruszamy do Allingen. Po drodze zatrzymujemy się przy Świętych Skałach  -są to Klify Helingdoms. Podobno już w średniowieczu ludzie wędrowali w to miejsce (zwłaszcza w Noc Świętego Jana ) do świętego źródła Rø Kjiila które znajduje się u podnóża klifów Heiligdoms. Piejemy z zachwytu, pstrykamy kilka zdjęć i ruszamy do obozowiska.
Po drodze natrafiamy na przydrożny sklepik . Krótko mówiąc - kliencie obsłuż się sam. Z naszą polską mentalnością trudno w to uwierzyć..
Zrobiliśmy 36 km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz