poniedziałek, 22 lipca 2013

Hammeren - Sanvig - Hammeren - Allinge

Budzimy się trochę połamani. Coś mi się zdaje, ze karimaty będą najsłabszym ogniwem mojego logistycznego przygotowania wyprawy :( Bolą nas wszystkie kości.
Postanawiamy zostawić rzeczy i znaleźć drogę wzdłuż wybrzeża, którą wczoraj widzieliśmy z góry. Wchodzimy na Hammeren, podziwiamy piękne widoki, w dole klify.  Zachwyca mnie przejrzysta woda Bałtyku. Czy to na pewno jest  to samo morze, co na naszym wybrzeżu? :) Schodzimy w dół i trafiamy na niezwykle malowniczą ścieżkę, która doprowadzi nas do ruin zamku Hammershus. Wznoszą się one na wysokości 74 metrów, na granitowej skale, co powodowało niedostępności.  Jego budowę rozpoczęto w XIII w z polecenia władz kościelnych. Przechodził z rąk do rąk różnych właścicieli - w najgorszym okresie Hammershus służyło jako więzienie.
Miejsce nie cieszyło się dobrą sławą i kiedy wicekomendant wojskowy Bornholmu przeniósł się do Rønne  mieszkańcy rozebrali zamek, a cegły wykorzystywali do budowy prywatnych zabudowań.
Rano jest mało turystów. Oglądamy pozostałości bramy, spichlerza, wieży, browaru, kuchni, komnat… Zbiera się coraz więcej turystów i coraz bardziej przeszkadzają w robieniu zdjęć. Pod nami, na skale, na której stoi zamek mieści się kilka grot. Można do nich dopłynąć statkiem. 
 W 1822 r. Hammershus wpisano na listę zabytków objętych całkowitą ochroną.  Ruiny stały się jednym z najciekawszych miejsc Bornholmu. Wstęp na zamek jest bezpłatny.
Jedzey do Sanvig i wchodzim na Hammeren od drugiej strony. Jest to masyw najdalej wysunięty na północ wyspy . Wytyczono tu 5-kilometrowy szlak pieszy. Idziemy. Są wrzosowiska, widok na morze i skały. Dochodzimy do latarni Hammerode Fyr, potem ścieżka wiedzie ku ruinom świątyni Salomons Kapel z XIV wieku. Po jakimś czasie dochodzimy do kolejnej latarni, krętymi schodkami wspinamy się na górę i obserwujemy spokojną okolicę. Widać stąd Szwecję.
Wracamy wzdłuż plaży. Romik nie odpuszcza - kąpie się. ja fotografuję mewy, które podchodzą bezczelnie blisko :)  Wjeżdżamy do Allinge i rozkoszujemy się urokiem maleńkich, niezwykle malowniczych uliczek, domków.
Przed każdym malwy (a ja myślałam, ze to takie bardzo polskie kwiaty) i lawenda. Wszędzie widać wznoszące się kominy wędzarni. To typowy widok. I ta czystość wokół...
Przejechaliśmy 38 kilometrów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz