sobota, 16 sierpnia 2014

Alpy 2014



"W górach jest coś intymnego. Nikt nie krzyczy na szczycie z radości. Człowiek sobie posiedzi, popatrzy, zrobi kilka zdjęć [...] Góry mają w sobie coś magicznego, człowiek nie zje, nie dośpi, pachnie coraz gorzej, ale nie chce przestać się wspinać. W górach liczy się tylko tu i teraz. Nikt nic ode mnie nie chce, telefon nie dzwoni, a ja czuję, że z każdym krokiem przekraczam granicę swoich możliwości. Kiedy na początku wspinaczki człowiek stoi przed szczytem i patrzy na potężną górę, czuje się przytłoczony. Kiedy patrzy na tę samą górę już po zejściu- jest dumny i ma wrażenie, że może osiągnąć wszystko... — Martyna Wojciechowska, Przesunąć horyzont
          Drugą część urlopu tradycyjnie (jeżeli drugi raz to już tradycja)  spędzamy na wspólnym wyjeździe z konińską rodzinką. Tym razem jedzie całe rodzeństwo Romika, więc jest bardzo szczęśliwy i na pewno będzie wesoło. Podróż była długa 19-godzinna, ale niezbyt męcząca. Jechaliśmy całą noc,więc  troszkę drzemaliśmy a od rana pialiśmy zachwytu nad przepiękną częścią szwajcarskich, a później już włoskich, Alp. Widoki zapierały dech w piersiach i już byliśmy podekscytowani, że niebawem i my wyruszymy na szlaki. Kochamy góry, kochamy to fantastyczne zmęczenie, kiedy wspinamy się na szczyt, pokonujemy samych siebie a później wszystko jest piękniejsze: miłość i przyjaźń.
Miasteczko Antey St. Andre, w którym zamieszkaliśmy okazało się niezwykle urokliwe.  Znajduje się w Dolinie Aosty. Całą ekipą zajęliśmy bardzo wygodny 4-sypialniany apartament. Z naszego pokoju mamy widok na Matterhorn!!!
O rany! Cudownie! Okazało się, że właśnie dzisiaj w miasteczku jest festyn średniowieczny. Jest zorganizowane całe miasteczko – grają, tańczą, strzelają z łuku, sprzedają ozdoby – bardzo wesoło.
W tym dniu robimy jeszcze tylko mały spacer po miasteczku i wcześnie kładziemy się spać. Jutro pierwsza trasa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz