Dzisiejszy dzien spedzamy z Ewa u Montse. Jej dom polozony jest na wsi pod Puerto. Malym jeepkiem zjezdzamy z trasy w bezdroze. Jak sie okazuje jej dom polozony jest na pustkowiu. Bialy, rozlozysty, typowy hiszpanski domek, ktory Domingo odziedziczyl po rodzicach. Przed domem sporo kaktusow i sukulentow, ogrod to bananowce i palmy. W domu klimat kolonialny a wszedzie rozlozone pamiatki po egzotyczny
ch podrozach, i jak widac, nie byly to wycieczki z biurami podrozy. Z serdecznym usmiechem na progu wita nas siwy Hiszpan. Dmingo jest wyluzowany, pali maryche :) Od razu mowi, ze to on dzisiaj dla nas przyrzadzi paelle. Och, co to bedzie za cud dla piodniebienia! Owoce morza: osmiornice, kalmary, mule, jakies nieznane malze w malych skorupkach, kraby. Do tego ryz doprawiony szafranem i z warzywami. I to wszystkio przyrzadzone na grillu.Pychota.... Na aperitif mialy byc rozne gatunki sera i salatka z pomidorow i cykorii, ale zwiedzanie domu zajelo nam tak duzo czasu, ze zjedlismy to na deser :))
Po obiedzie Montse zabiera nas na wycieczke na poludnie wyspy. Po drodze zatrzymujemy sie przy ruchomych wydmach - cudzie natury. Rzeczywiscie ich rozleglosc, ukszta
ltowanie i kolor piasku - wzbudzaja podziw. Dojezdzamy do Corralejo, miasteczka turystycznego z przepieknymi plazami. Niezle tutaj wieje, wiec widzimy sporo kitesurfingowcow. W miescie straszny gwar, mnostwo ludzi tym bardziej, ze tutaj wlasnie dzisiaj rozpoczyna sie karnawalowy tydzien. Wypijamy herbete w irlandzkiej kawiarni i zmykamy do naszego cichutkiego Puerto....
Bardzo tesknie....:((
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz