wtorek, 19 sierpnia 2014
4 dzień Gran Paradiso (Alpy Graickie)
Dzisiaj poranek wita nas deszczem, Spuszczamy nosy na kwinty, bo widoczność będzie kiepska, Trudno, wyruszamy na szlak. Podjeżdżamy autobusem do Aosty i stamtąd kolejką na Pilę (1790) i krzesełkiem na Seggiovia Chamole i Couis (2700), Piatta di Grevon (2756).
I tu czeka nas niespodzianka: przestaje padać i pokazuje się piękne słońce. Robimy dzisiaj przepiękną trasę, na której mamy wszystko: i odrobinę wspinaczki, i ciekawe zejście, cudne widoki i niesamowitą, alpejską przyrodę. Stoki porośnięte rododendronami-jakżesz niesamowicie to musi wyglądać, kiedy one wszystkie zakwitną! Z oddali słychać świstaki, dzwoneczki pasących się krów i cykady. A te zapachy??? Och....nie chce nam się dzisiaj stąd schodzić....
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
3 dzień-Masyw Matterhorn i Monte Rosa (Alpy Pennińskie)
Dzisiaj autobusem podjeżdżamy do Cervinii-Breuil (2050m), Dalej
wjeżdżamy kolejką do Plan Maison (2548m)-Rif. Duca degli Abruzzi (2802m) Na górze
zima w pełni, trochę z zazdrością spoglądamy
na szusujących narciarzy.
Zakładamy czapy, rękawice i idziemy pod pd. ścianami Matterhornu, czyli, jak włosi mówią, Monte Cervino i widoczną Granią Lwa. Przez ok. 2 km idziemy po śniegu, ale słońce pięknie świeci, więc szybko zrzucamy kurtki i nosy smarujemy mocnymi filtrami. Robimy sporo fotek, bo widoczność i widoki wspaniałe.
Druga część trasy jest mniej ciekawa, bo idziemy trasami narciarskimi, po piargach, droga mocno zniszczona przez maszyny. A wszytsko dla narciarzy:) No i na pewno jest tutaj gdzie zimą poszaleć. Dzisiejsze zejście też jest dosyć męczące, 700 m przewyższenia pokonujemy przez ok. 1,5 godziny. Pomiędzy kamieniami przepięknie kwitną kwiaty.
niedziela, 17 sierpnia 2014
2 dzień Masyw Mont Blanc (Alpy Graickie)
Niełatwo jest zrobić śniadanie w 4 rodziny :). Ale jakoś się
ogarnęliśmy i o 7.30 przydreptaliśmy do autobusu. Dzisiaj ma być piękna pogoda,
więc jedziemy podziwiać Mont Blank, czy w zasadzie Monte Bianko w Alpach
Graickich.
Podjeżdżamy autobusem do Pra Sec w Val Ferret – Amina. Po
drodze podziwiamy z autobusu przepiękne widoki. Wokół mijamy wiele winnic i
zamków. Wreszcie wchodzimy na szlak. Początkowo pnie się do
góry, a później trawersem idziemy drogą panoramiczną u podnóża Mont de la Saxe
do Rif. Bertone. Trasa jest przepiękna, cały czas mamy widok na Mont Blanc.
Obfotografujemy go z każdej możliwej
strony. W Rif. Bertone trochę polegujemy a później schodzimy do Coumayeur. Ten fragment jest
paskudny – ponad 1,5 godziny schodzimy dosyć ostro w dół. Kolana to
odczuwają. Ja się trochę martwię, bo pobolewa mnie ścięgno achillesa. Mam nadzieję, że ból przejdzie. Coumayeur
to niezwykle urokliwe, turystyczne miasteczko. Po drodze mijamy śliczne
kamienno – drewniane domki i dla mnie nowość – dachy z dachówkami z kamieni,
łupków. To chyba tutaj tradycyjny sposób krycia dachów.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjlYwa4dXYbwjpKs44Da1s3pvsc58RGKVc58ZLb9iQGZnHL7FhI1hynzmjjGyBxfrxTlSLP-GfRACcx3U_mdH4TtGogl22vdF-jNtOpHaHauQfT6zMyQeoRurkgHRHMqc2Ihvl0PtQyXeXO/s1600/5.jpg)
Wieczorem spotkanko integracyjne, trochę podśpiewujemy a później jeszcze rodzinne pogaduchy. To był piękny dzień
sobota, 16 sierpnia 2014
Alpy 2014
"W górach jest coś intymnego. Nikt nie
krzyczy na szczycie z radości. Człowiek sobie posiedzi, popatrzy, zrobi
kilka zdjęć [...] Góry mają w sobie coś magicznego, człowiek nie zje,
nie dośpi, pachnie coraz gorzej, ale nie chce przestać się wspinać. W
górach liczy się tylko tu i teraz. Nikt nic ode mnie nie chce, telefon
nie dzwoni, a ja czuję, że z każdym krokiem przekraczam granicę swoich
możliwości. Kiedy na początku wspinaczki człowiek stoi przed szczytem i
patrzy na potężną górę, czuje się przytłoczony. Kiedy patrzy na tę samą
górę już po zejściu- jest dumny i ma wrażenie, że może osiągnąć
wszystko...
”
— Martyna Wojciechowska, Przesunąć horyzont
Drugą część urlopu tradycyjnie (jeżeli drugi raz to już tradycja) spędzamy na wspólnym wyjeździe z konińską rodzinką. Tym razem jedzie całe rodzeństwo Romika, więc jest bardzo szczęśliwy i na pewno będzie wesoło. Podróż była długa 19-godzinna, ale niezbyt męcząca. Jechaliśmy całą noc,więc troszkę drzemaliśmy a od rana pialiśmy zachwytu nad przepiękną częścią szwajcarskich, a później już włoskich, Alp. Widoki zapierały dech w piersiach i już byliśmy podekscytowani, że niebawem i my wyruszymy na szlaki. Kochamy góry, kochamy to fantastyczne zmęczenie, kiedy wspinamy się na szczyt, pokonujemy samych siebie a później wszystko jest piękniejsze: miłość i przyjaźń.
Drugą część urlopu tradycyjnie (jeżeli drugi raz to już tradycja) spędzamy na wspólnym wyjeździe z konińską rodzinką. Tym razem jedzie całe rodzeństwo Romika, więc jest bardzo szczęśliwy i na pewno będzie wesoło. Podróż była długa 19-godzinna, ale niezbyt męcząca. Jechaliśmy całą noc,więc troszkę drzemaliśmy a od rana pialiśmy zachwytu nad przepiękną częścią szwajcarskich, a później już włoskich, Alp. Widoki zapierały dech w piersiach i już byliśmy podekscytowani, że niebawem i my wyruszymy na szlaki. Kochamy góry, kochamy to fantastyczne zmęczenie, kiedy wspinamy się na szczyt, pokonujemy samych siebie a później wszystko jest piękniejsze: miłość i przyjaźń.
Miasteczko Antey St. Andre, w którym zamieszkaliśmy okazało
się niezwykle urokliwe. Znajduje się w
Dolinie Aosty. Całą ekipą zajęliśmy bardzo wygodny 4-sypialniany apartament. Z naszego pokoju mamy widok na Matterhorn!!!
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhejXZoj5LZ0-_rJ_eeKhfgff8krURQjtIFXZG7lyLKfhPMFhXFFkzzN6-pgPSjEAwmBGHpKuhny63ra9oZIrl-WUfFwiqfCsCRPufVPHRJaalat9csQVofUybWQsHBGt1gSLxiQ7eFdOT3/s1600/2.jpg)
W tym dniu robimy jeszcze tylko mały spacer po miasteczku i wcześnie kładziemy się spać. Jutro pierwsza trasa.
czwartek, 24 lipca 2014
Horyniec - Radruż - Józefów
Rano zostawiamy sakwy i jedziemy do Radruża, żeby zobaczyć najstarszą drewnianą, polską cerkiew greckokatolicką.. Jest jedną z 7, które zostały wpisane na listę zabytków dziedzictwa międzynarodowego UNESCO. Z zewnątrz wygląda imponująco, ale niestety nie udaje się nam dostać do środka. Robimy więc fotki i wracamy po sakwy. Ruszamy na Roztocze. Jakoś na razie nie piejemy z zachwytu, choć jazda lasem jest bardzo przy6jemna. W powietrzu wisi burza, wiec szukamy noclegu. Wchodzimy do pierwszego domu w Józefowie i dostajemy pokój., Podłe są tutaj warunki, ale za chwilę wala grzmoty, więc nie marudzimy. Na szczęście jest ciepła woda. Przejechaliśmy 77km.
środa, 2 lipca 2014
Wyruszamy na podbój Wschodu
W tym roku postanowiliśmy przejechać rowerami wschodnią granicą Polski, bo ani ja, ani Romik nie znamy tych terenów. Kusi nas poznanie Roztocza, Polesia, Podlasia. Postanawiamy jechać z południa, bo ta mamy lepsze połączenia.
Z Wrocławia jedziemy pociągiem IC i tu pierwsza niespodzianka: jedziemy w klimatyzowanym wagonie, w komfortowych warunkach. Od dawna nie jeździmy kolejami, wiec byłam przygotowana na na "walkę o przetrwanie" a tu masz! taka niespodzianka. I tak po 10 godzinach wysiadamy w Jarosławiu i jeszcze kawałek przemieszczamy się małym autobusem do Lubaczowa. Stąd zaczyna się na sza podróż na kołach. Pierwsza trasa prowadzi do Horyńca Zdroju w południowo - wschodniej części Roztocza. Jest już późno, więc szukamy noclegu. Znajdujemy go w prywatnym domu u bardzo miłej rodzinki. Idziemy jeszcze na spacer, poznajemy rodzinny folklor - w oknie wystawione są głośniki z ryczącym disco - polo. Zdaje się, że celem było przyciągniecie kuracjuszy. W tym dniu zrobiliśmy 24km.
Z Wrocławia jedziemy pociągiem IC i tu pierwsza niespodzianka: jedziemy w klimatyzowanym wagonie, w komfortowych warunkach. Od dawna nie jeździmy kolejami, wiec byłam przygotowana na na "walkę o przetrwanie" a tu masz! taka niespodzianka. I tak po 10 godzinach wysiadamy w Jarosławiu i jeszcze kawałek przemieszczamy się małym autobusem do Lubaczowa. Stąd zaczyna się na sza podróż na kołach. Pierwsza trasa prowadzi do Horyńca Zdroju w południowo - wschodniej części Roztocza. Jest już późno, więc szukamy noclegu. Znajdujemy go w prywatnym domu u bardzo miłej rodzinki. Idziemy jeszcze na spacer, poznajemy rodzinny folklor - w oknie wystawione są głośniki z ryczącym disco - polo. Zdaje się, że celem było przyciągniecie kuracjuszy. W tym dniu zrobiliśmy 24km.
piątek, 10 stycznia 2014
"Zabić sekala"
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPlc4hMKby3DWYPBXb7YXWazZtecapCED0xTncb3DwR6OsVsO-Zs5zmZmpAJXawfn1w568bKDI1HJttmVyUkMUzyXYcGRoYH4bdZvIZOzQzXvMDZkPNvzKY8SAWgDDTAcE-L8pRGPQgYVL/s1600/zabi%C4%87.jpg)
Nie wiem dlaczego wcześniej tego filmu nie widziałam. Film z 1998r w doskonałej obsadzie (Linda. Lubaszenko, Agnieszka Sitek) z doskonałą ścieżką dźwiękową mojego ulubieńca Michała Lorenza.
Film nazwany środkowoeuropejskim "w samo południe". I rzeczywiście nie sposób nie dostrzec pewnych podobieństw: Akcja toczy się w odludniej wiosce, w upalnym czasie. Dwóch samotników przygotowuje sie do pojedynku.
Tytułowy Sekal to nieślubne dziecko jednego z gospodarzy, czyli "bękart", Przez wiele lat był z tego powodu upokarzany. Trwa II wojna światowa, SEkal znajduj sposób na "odgryzienie" się. Szantażuje co bogatszych gospodarzy wyłudzając ich pola, a niepokornych denuncjuje hitlerowcom. Ci trafiają do obozów koncentracyjnych. Sekal przejmuje ich majątki, jest w tym okrutny i bezwzględny.Strach pada na mieszkańców wioski. Jedyny ratunek widzą w pozbyciu się Sekala i zlecają to kowalowi Baranowi.
Jura to były partyzant, poszukiwany przez gestapo, a w dodatku protestant, co w katolickiej wsi nie jest mile widziane. Podobnie jak Sekal, ma opinię "obcego", kogoś gorszego. Niech więc jeden "wyrzutek" zabije drugiego, a chłopi piłatowym gestem umyją ręce. Do takich wniosków dochodzi potajemnie gromada. Pojawia się wszakże poważny problem. Jura nie pali się do zbrodni. Wtedy gospodarze składają mu propozycję nie do odrzucenia. Albo zabijesz Sekala, albo wydamy gestapowcom ciebie i twoją rodzinę. Dochodzi do pojedynku, w którym Jura śmiertelnie godzi Sekala. Sam też jest ciężko rany jednak chłopi nie udzielają mu pomocy - po co mieć świadka. Wymowna ostatnia scena obu "wyrzutków" leżących przy kapliczce i cudowne "Sancta Simplicitas" Lorenza
Subskrybuj:
Posty (Atom)