środa, 31 lipca 2013

Czas powroru

Prognoza się nie sprawdza. Przecież miało nie padać a tymczasem leje od rana. Co prawda sa to opady przelotne, ale intensywne.Pewnie przy6jdzie nam w pędzie między kroplami pakować się na "mokro". Brrr....
Po 11 ruszamy z namiotu i....przestaje padać )Pakujemy się i pomału żegnamy Bornholm. Ruszamy do Ronne. Ostatni raz rozkoszujemy się urokliwymi uliczkami, zaglądamy przez niezasłonięte okna, wchodzimy do kościoła. Cóż za klimat tak inny od naszych "przepysznych" kościołów! Chwila zadumy, zebrania myśli, "zaklinowania" wspomnień i ruszamy. Ostatni raz tradycyjna ziemniaczana sałatka zjedzona nad brzegiem morza. Wszystkie 7 -gwiazdkowe knajpy oddaję za to miejsce... W ostatniej chwili postanawiamy wejsć do muzeum Bornholmu i to był świetny pomysł. Wspaniaą kolekcja zegarów, ale przede wszystkim kolekcja
figurek, które pochodzą prawdopodobne z VI wieku - określa się je jako Guldgubber. Nie było by nic nadzwyczajnego w tym znalezisku gdyby nie fakt, że niektóre figurki swoim kształtem przypominają kosmonautów. Jest też polski epizod: scenka z polskimi milicjantami zwalczającymi  nielegalne emigracje.
O 20.00 wchodzimy na prom do Ystad. W Szwecji mamy trochę czasu, wiec jedziemy sobie wzdłuż wybrzeża. Później prom do Świnoujscia. Niestety w nocy jest silny wiatr, wiec nici z romantycznej randki na pokładzie.
Świnoujście wita nas pięknym słońcem. Postanawiamy jeszcze przejechać się do Ahlbeck. Bardzo ciekawa trasa. Po powrocie, w Świnoujściu oczywiście kąpiel w morzu. Wreszcie Romik troszkę usatysfakcjonowany i przekonujemy się, ze nasze plaże są naprawdę piękne.
Licznik przeskoczył 500km. pakujemy manatki na samochód, krótkie westchnięcie i wracamy do domu.
Chcielibyśmy jeszcze kiedyś wrócić na wyspę....

wtorek, 30 lipca 2013

Bufet rybny w Gudhjem

Całą noc pada. jest godzina 9 i niebo całe zaciągnięte. Na namiocie pełno jest "bezdomnych", pająków i innego paskudztwa. Zastanawiamy się jak długo tak wytrzymamy. na szczęście noga już tak nie boli - okłady pomogły. Wyszło kilka pęcherzy, ale na szczęście noga nie jest tkliwa, ufff....
O 12 deszcz się zmniejsza, a my zakładamy peleryny i wsiadamy na rowery. W końcu plan musi być wykonany. Przed nami Gudhjem i  Święte Skały. Źle się jedzie, bo mamy silny wiatr wiejący prosto w twarz. Chcemy trochę skrócić trasę i jedziemy główną drogą. To niezbyt udany pomysł, bo ruch duzy.
W Gudhjem obieramy azymut na Rogerid, czyli wędzarnię. Wybieramy "bufet i rybny" (po 50 KK) i
oddajemy się kulinarnemu szaleństwu. Śledzie w różnych marynatach, sałatka ziemniaczana, bornholmska musztarda (regionalna),  wędzone śledzie i makrele. Później filety panierowane na ciepło, frykadele rybne. Na koniec jeszcze ciepły, świeżutko wędzony śledź. To wszystko popijamy piwem i nie mamy już siły, żeby się ruszyć. Po prostu kulinarna orgia! Nawet Romik, który nie lubi wędzonych ryb mruczy z rozkoszy...
Nie ma co, musimy ruszac alej. Chcemy przed zmrokiem jeszcze raz zejść do Świętych Skał.
Skały Helligdomsklipperne to bardzo malownicze, strome klify. nie można tego miejca ominąć. jest czarodziejsko, tylko dlaczego ci Niemcy tak wrzeszczą! Wracamy główną droga. Zjazdy i podjazdy. Obżarstwo nie jest bezkarne, ciężko się jedzie. Śledzie nas wysuszyły - a tu ani kropli wody po drodze. Moje nogi już zmęczone a  Romik jak młody bóg. Twierdzi, że jak jest najedzony to ma energii za stu. No i widać to :) Jeszcze tylko mycie rowerów po strasznym błocku i rzut oka gęsi i czaple.
Teatr cieni.......

poniedziałek, 29 lipca 2013

Jonas Kapel

W nocy znowu padało i poranek tez powitał nas deszczem. "Bezdomne" wciąż w ataku. Jak tylko się przejaśnia jedziemy na północ, bo nasza wyprawa zbliża się do końca a mamy jeszcze kilka punktów do wykonania. Na szczęście jest ciepło. Po drodze wstępujemy do ostatniego z kościołów rotundowych w
Nykier. Jest najmniejszy i pochodzi z końca XII wieku. Jak w innych solidny filar w środku kościoła jest bogato zdobiony malowidłami.
Dojeżdżamy do Hasle.W pierwszym dniu naszego pobytu na Bornholmie przemknęliśmy przez to miasteczko. Teraz chcemy je "zauważyć". Objeżdżamy naokoło, zahaczamy  nawet o ogródki działkowe. Jak na całej wyspie i tutaj wszystko jest uporządkowane.
Jedziemy dalej w kierunku Jonas Kapel. Tym razem zostawiamy rowery i idziemy pieszo do Vangu. Jak się okazało drogę nazwaną "ścieżką życia". Piękny, 3km spacer. Później schodzimy do klifu zwanego Jonas Kapel, skad mnich pustelnik nawracał niewiernych Bornholmczyków. Jesteśmy w sandałach i trochę nam niewygodnie, węec ściągamy je i skaczemy po skałach na bosaka. Trafiamy na jaskinie, ale niestety już jest za ciemno na zdjęcia. Wracamy na pole, schodzę po mokrych, drewnianych schodkach z kubkami gorącej herbaty. niestety ześlizguję się i wrzątek parzy mi udo.Martwię się jak będzie jutro, bo boli
nieziemsko... Przez pół nocy robię zimne okłady....
Zrobiliśmy 56 km.

niedziela, 28 lipca 2013

Bezdomne atakują

Poranek nas zaskoczył. Ogromna burza trwająca 1,5 godz kręciła się nad nami. Pierwsza poważna próba dla namiotu i na szczęście zwycięska. Jak się po później okazało, do kubka napadały ponad 4 cm wody. Ale taka pogoda może być. Zaraz po burzy pojawiło się słońce i szybko zaczęło wszystko suszyć. Zjadamy ryż z malinkami (mniam, mniam) i ruszamy.
Najpierw Ekkoland - dolina szczelinowa o długosci 10 km, gdzie echo miało nam odpowiedzieć, ale nie odpowiedziało. Wjeżdżamy na  Rytterknagten i wchodzimy na wieżę widokową.Upamiętnia ona wizytę króla Frederika VII i hrabiny Danner.Położona jest na wysokości 162mnpm. Szału nie ma, ale mamy wrażenie, ze widać z niej całą wyspę naokoło. Romik ma wielką ochotę na kąpiel, więc jedziemy do .... Plaża rozczarowuje a woda tym bardziej.pełno tu wykwitów. Nie decydujemy się na wejście do wody, jedziemy dalej. Wracamy przez Nylaris, żeby zobaczyć, kolejny kościół - rotundę.
Lubimy w nich posiedzieć. Mają w sobie tyle spokoju i skromności, która nas urzeka. Ten pochodzi z XII wieku. Wówczas pełnił również funkcje obronne.
Freski na kolumnie centralnej przedstawiają stworzenia Adama i Ewy, ich upadek oraz wygnanie z raju. W kościele znajdują się 2 z 40 bornholmskich kamieni runicznych.Jedziemy do Allingen. Chcemy jeszcze raz wrócić do widoków, które nas zachwyciły.
Wieczorem wchodzimy na ambonę i obserwujemy ptaki. Że też są takie miejsca....
Wszędzie łażą "bezdomne" ślimaki, które pojawiły się po deszczu. ..błe....

sobota, 27 lipca 2013

Park Motyli

Zachęceni przez sąsiadów - młodych Polaków rano zostawiamy rzeczy i jedziemy do Nexø zobaczyć Park Motyli (70KK).
Ach, jakże warto było tutaj przyjść! Ponad 1000 motyli we wszystkich kolorach tęczy latających wśród egzotycznych roślin. Podziwiamy ich kolory, wielkość, przepiękne tańce. Pewnie długo byśmy tam krążyli, gdyby nie duchota. Wychodzimy i rozkoszujemy się pyszną kawą w kawiarni obrośniętej winoroślą.Po raz kolejny doceniamy, że Polacy są tutaj dostrzegani. Wiele folderów przygotowanych jest w języku polskim.
Wracamy na pole, zbieramy manatki i ruszamy drogą biegnącą wzdłuż jednego z największych a na pewno najpiękniejszego na Bornholmie lasu -
Almindingen. Przemieszczamy się na Lejrplads Gulhave. Po drodze zatrzymujemy się na popas. Tym razem jest to dzień malin i objadamy się nimi. Romik tak się zapamiętał w pałaszowaniu, ze zgubił okulary. Na szczęście znalazłam je i mam do wykupienia fanta. Już ja coś wymyślę :))
Znajdujemy pole.Umiejscowione jest w dawnym kamieniołomie tuz obok ogromnego siedliska ptaków. Obserwujemy je z ambony. Pięknie....
Puściutka w południe polana wieczorem zaczęła się
zaludniać. Prawie sami Polacy, dużo młodzieży. Miło na nich popatrzeć, że potrafią się zorganizować na taką wyprawę, no, ale....będzie kolejka do kuchni i toalety :)
Tuż obok nas małżeństwo z 15 miesięcznym Igorem. Podziwiamy ich za odwagę wybrania się na wyprawę z takim maluchem.
Bawimy się w namiocie, w teatr cieni :)
Zrobilismy 44km
nocleg:
Lejrplads Gulhave
Lisbeth i Benny Jensen
Gulbakkevejen 6
Aakirkeby

piątek, 26 lipca 2013

Jak w raju

Zostajemy w Ellegard. Zjeżdżamy do Nexø i od razu trafiamy na pchli targ. Romkowi oczy zaśmiały się do maleńkich, porcelanowych filiżanek, no ale trzeba je odstawić, bo szanse na przewiezienie w całości są nikłe. Mnie zachwyciły wyroby z Indii, których drewno dawało cudowny dźwięk. n, ale przecież nie będę ich przywozić z Bornholmu. Pojedziemy po nie do Indii :))
Jedziemy wzdłuż południowego wybrzeża Balka, Dondee. Trafiamy na rezerwat ptaków. Na tablicy informacyjnej wymienionych jest ich ponad 20 gatunków. Rozpoznajemy 2: gęsi, bo rały się wniebogłosy i perkozy, które dostojnie wyciągały szyje do słońca. Po drodze zatrzymujemy się  w Aarsdale, by zobaczyć jeden z symboli Bornholmu, działający wiatrak holenderski.
W Netto, w Nexø robimy zakupy. Kupujemy sałatkę ziemniaczaną za 15KK + chorizo. Kupujemy też mały kartusz do kuchenki za 50KK, bo mamy obawy, że może nam gazu zabraknąć.
Wracamy na pole, po drodze mijamy parę uroczych staruszków w retro kabriolecie. Ci w stylowych cyklistówkach i z radosnymi uśmiechami. O rany, co tu się dzieje?! Gdzie my jesteśmy? :)
Wieczorkiem idziemy się wykąpać do rajskiego jeziorka. Ani jednego człowieczka i znowu towarzyszą nam ptasie trele. Już wiemy jak czuli się Adam i Ewa w raju :)

czwartek, 25 lipca 2013

Gudhjem -- Svaneke i Rajskie pagórki

Przenosimy się do Svaneke na pole Lejrplads Ellesgård Paradisbakkerne. Cóż to z urokliwe miejsce położone na polanie, na skraju lasu, przy drodze Oksemyrevej  prowadzącej do fantastycznych terenów przyrodniczych Paradisbakkerne. Jak pojawiliśmy się na polanie było pusto, ani jednego turysty. Rozkoszowaliśmy się koncertem ptaków. Żeby wziąć prysznic trzeba dojść do gospodarstwa jakieś 300m (20KK).
 Svaneke - piękne. To chyba dotychczas największy kurort. Widać tu wielu turystów i nastawienie na turystykę. Zaglądamy do wielu prywatnych galerii, ceramiki i szkła. Duńczycy potrafią promować swoją kulturę.
Idylla pryska, kiedy wieczorem pojawiają się cztery duńskie nastolatki, które rozbijają się tuz obok nas.Typowe - niezmiernie rozgadane i głośne.  Uciekamy do paradise. jest wieczór i zrobiło się pusto. Wszystkie samochody, autobusy z turystami już odjechały. park nabiera nowej, tajemniczej mocy. Idziemy  6km przepiękną trasą. Ogromne głazy, ruiny grodziska Gamleborg oraz najwyższe wzniesienie kompleksu – Midterpilt. Cudowna cisza przerywana ptasim koncertem.Gdzieś tam z oddali słychać było szczekanie kozła sarny. Prawdziwy raj... Objadamy się borówkami i cudownie wyciszeni wracamy na nasz ziemski padół z krzykliwymi Dunkami.
Na szczęście padają około północy :)

 Przejeżdżamy 41 km.
nocleg:
Marianne Kofod Petersen i Hans Jørgen Bjerregård
Ibskervej 35
Svaneke

środa, 24 lipca 2013

Soil over Gudhjem


Przenosimy się do Gudhjem. Po drodze robimy popas na czereśniach  -  wszędzie jest ich tutaj pełno. Są małe, ale niezwykle słodkie i aromatyczne. Bez problemu znajdujemy pole namiotowe.  Prysznic u gospodarza za 15 KK. Przemieszczamy się do miasteczka, które jest nadzwyczaj urokliwe. "Soil over Gudhjem". W zasadzie to nie potrawa a przystawka składająca się z wędzonego śledzia położonego na ciemnym pieczywie a na nim surowe żółtko i starta rzodkiewka. No..... nie rzuciło nas na kolana, ale punkt z przewodnika zaliczony :) Zaliczamy też kolejny kościółek  - Østerlars Rundkirke.
Kościół pod wezwaniem Św. Laurentego (St. Lawrence) był podobnie jak pozostałe wybudowany ok. roku 1150. Jednak pierwotnie kościół miał płaski dach, kopułę dobudowano w latach późniejszych. Około XVII wieku dobudowano ogromne kamienne wsporniki.
Wszystkie przewodniki huczą, że nie można w tym miejscu nie bornholmskiego przysmaku o nazwie
Cała konstrukcja opiera się na ogromnym filarze, którego średnica wynosi 6 m, na jego ścianach widnieją malowidła ścienne przedstawiające sceny z życia Jezusa od narodzenia po dzień Sądu
Ostatecznego. Na uwagę zasługuje również romańska chrzcielnica umieszczona wewnątrz filaru oraz renesansowy ołtarz. Przy głównym wejściu znajduje się ogromy kamień runiczny. Napis na nim głosi: "Broder i Edmund nakazali postawić ten kamień ku czci swojego ojca Sigmunda. Chrystus, św. Michał i św. Maria niech mają go w swojej opiece". Obok kościoła na terenie cmentarza wznosi się zabytkowa dzwonnica. ( za http://www.bornholm.modos.pl/rotundy.html)
To piękne, klimatyczne miejsca.
nocleg:
Lejrplads Slettegård
Ole Harlid
Gudhjemvej 35
Gudhjem

wtorek, 23 lipca 2013

Allingen - Gudhjem - Christiansoo - Allingen

Postanawiamy zostać jeszcze jedną noc na polu w Allingen. Ogniskowi współtowarzysze zachęcają nas do wycieczki na Christianso. Jedziemy 15 km do Gudhjem.
Trochę tu podjazdów, ale bez obciążenia szybko pokonujemy  trasę. Z góry obserwujemy miasteczko. jest niezwykle malownicze. Mamy się bajeczny widok na pomarańczowe dachy domków, kwitnące ogrody, białe kominy wędzarni oraz górujący nad miastem potężny wiatrak. Zjeżdżamy w dół. W dolemijamy  mnóstwo galerii i kafejek jednak dzisiaj mamy inny cel. 
Kupujemy bilety  i niebawem małym katamaranem wyruszamy w półtoragodzinny rejs na Christansoo, największą z 6 wysp archipelagu Ertholmene.Ma ona zaledwie 600 m długości i 400 szerokości. Co ciekawe, Ertholmene administracyjnie nie należą do żadnego duńskiego województwa, lecz podlegają bezpośrednio Ministerstwu Obrony Danii. Wysiadamy i mamy wrażenie, ze czas tu się zatrzymał ze 150 lat temu. Oczwyiście wysepka ma bardzo skomplikowaną historię. Dzisiaj stale zamieszkuje tu ok. 100 osób.Konserwator zabytków zabronił  budowania tu czegokolwiek – nawet mieszkańcy nie mogą wznosić domów! Brak jest także wody pitnej, toteż deszczówka, którą gromadzi się tu w wielkich zbiornikach jest „na wagę złota”. Z tego tez powodu, żeby nie została ona zaniecyszczona, na wysepce nie ma kotów i psów.  Wyjątkoem są świnki morskie bardzo lubiane przez mieszkańców. Drób musi być trzymany w ogrodzeniu.
Ponieważ turyści wciąż pytali mieszkańców o to samo, jeden z karczmarzy wydrukował na serwetkach odpowiedzi na nie:
1. Na wyspie żyje 115 osób w 50 gospodarstwach.
2. Nie, nie można tu wynająć żadnego domu.
3. Tak, mamy szkołę, w której 4 nauczycieli uczy 18 dzieci.
4.Nie, nie mamy własnego pastora, ale co drugą niedzielę przybywa do nas duchowny z Bornholmu i odprawia mszę.
5. Tak, mamy lekarza, który przyjmuje codziennie przed południem przez godzinę.
6. Jako karetka pływa kuter „Elephant” („słoń”), należący do rządu duńskiego, zaś gdy trzeba przybywa do nas szpitalny śmigłowiec z Kopenhagi.
7. Tak, możemy hodować drób, ptaki i króliki, ale żadnych psów i kotów, by nie zanieczyścić wody pitnej.
8. Tak, mamy telewizję, ale anteny są ukryte pod dachami ze względu na ochronę środowiska.
9. Co robimy zimą? – To samo co ludzie na kontynencie: czytamy książki z własnej biblioteki, mamy chór i przede wszystkim aż 115 przyjaciół i znajomych do odwiedzenia. Nie jesteśmy więc samotni.
10. Problem jest tylko w tym, że nasza młodzież w wieku 13 lat musi opuścić wyspę i kontynuować naukę mieszkając w innej części Danii w internacie.
 Spacerujemy po wyspie maleńkimi ścieżkami. Nawet rower nie jest tu dobrym (i koniecznym) środkiem lokomocji. Cicho tu i spokojnie. Mostkiem przechodzimy na Frederiksø, zwiedzamy zbudowaną w 1685 r. basztę Lille Tårn („mała wieża”) i mieszczące się w niej muzeum. Dalej budynek więzienia. W XIX w. trzymano tu między innymi więźniów politycznych. Najsławniejszym z nich był przeciwnik monarchii (za rządów Fryderyka VI), znany duński teolog i filozof Jacob Jacobsen Dampe.Wypijamy lokalne piwo, przygladamy się jak rybacy naprawiają sieci i ruszamy w drogę powrotną.
Naprawdę warto wysupłać korony i odwiedzić wysepkę.
Już z kataramanu spoglądamy na kolejną wysepkę archipelagu - Græsholmen. Znajduje się tu rezerwat ornitologiczny. Mają tu swoje legowiska alki i nurzyki i jest to jedyne takie miejsce w Danii..
Wsiadamy na "rumaki" i ruszamy do Allingen. Po drodze zatrzymujemy się przy Świętych Skałach  -są to Klify Helingdoms. Podobno już w średniowieczu ludzie wędrowali w to miejsce (zwłaszcza w Noc Świętego Jana ) do świętego źródła Rø Kjiila które znajduje się u podnóża klifów Heiligdoms. Piejemy z zachwytu, pstrykamy kilka zdjęć i ruszamy do obozowiska.
Po drodze natrafiamy na przydrożny sklepik . Krótko mówiąc - kliencie obsłuż się sam. Z naszą polską mentalnością trudno w to uwierzyć..
Zrobiliśmy 36 km

poniedziałek, 22 lipca 2013

Hammeren - Sanvig - Hammeren - Allinge

Budzimy się trochę połamani. Coś mi się zdaje, ze karimaty będą najsłabszym ogniwem mojego logistycznego przygotowania wyprawy :( Bolą nas wszystkie kości.
Postanawiamy zostawić rzeczy i znaleźć drogę wzdłuż wybrzeża, którą wczoraj widzieliśmy z góry. Wchodzimy na Hammeren, podziwiamy piękne widoki, w dole klify.  Zachwyca mnie przejrzysta woda Bałtyku. Czy to na pewno jest  to samo morze, co na naszym wybrzeżu? :) Schodzimy w dół i trafiamy na niezwykle malowniczą ścieżkę, która doprowadzi nas do ruin zamku Hammershus. Wznoszą się one na wysokości 74 metrów, na granitowej skale, co powodowało niedostępności.  Jego budowę rozpoczęto w XIII w z polecenia władz kościelnych. Przechodził z rąk do rąk różnych właścicieli - w najgorszym okresie Hammershus służyło jako więzienie.
Miejsce nie cieszyło się dobrą sławą i kiedy wicekomendant wojskowy Bornholmu przeniósł się do Rønne  mieszkańcy rozebrali zamek, a cegły wykorzystywali do budowy prywatnych zabudowań.
Rano jest mało turystów. Oglądamy pozostałości bramy, spichlerza, wieży, browaru, kuchni, komnat… Zbiera się coraz więcej turystów i coraz bardziej przeszkadzają w robieniu zdjęć. Pod nami, na skale, na której stoi zamek mieści się kilka grot. Można do nich dopłynąć statkiem. 
 W 1822 r. Hammershus wpisano na listę zabytków objętych całkowitą ochroną.  Ruiny stały się jednym z najciekawszych miejsc Bornholmu. Wstęp na zamek jest bezpłatny.
Jedzey do Sanvig i wchodzim na Hammeren od drugiej strony. Jest to masyw najdalej wysunięty na północ wyspy . Wytyczono tu 5-kilometrowy szlak pieszy. Idziemy. Są wrzosowiska, widok na morze i skały. Dochodzimy do latarni Hammerode Fyr, potem ścieżka wiedzie ku ruinom świątyni Salomons Kapel z XIV wieku. Po jakimś czasie dochodzimy do kolejnej latarni, krętymi schodkami wspinamy się na górę i obserwujemy spokojną okolicę. Widać stąd Szwecję.
Wracamy wzdłuż plaży. Romik nie odpuszcza - kąpie się. ja fotografuję mewy, które podchodzą bezczelnie blisko :)  Wjeżdżamy do Allinge i rozkoszujemy się urokiem maleńkich, niezwykle malowniczych uliczek, domków.
Przed każdym malwy (a ja myślałam, ze to takie bardzo polskie kwiaty) i lawenda. Wszędzie widać wznoszące się kominy wędzarni. To typowy widok. I ta czystość wokół...
Przejechaliśmy 38 kilometrów

sobota, 20 lipca 2013

Kierunek Bornholm

19.07.2013
Wreszcie wyruszamy. Jesteśmy zadowoleni, bo udało  nam się całkiem przyzwoicie spakować. Do Świnoujścia dojechaliśmy bez problemu, chociaż "Hołek" próbował pomieszać nam trochę szyki. Samochód zostawiamy obok zaprzyjaźnionej instytucji :), montujemy sakwy i...w drogę! Trochę nami rzuca - musimy nauczyć się jeździć z obciążeniem. Wjeżdżamy na olbrzymi prom, nasze "rumaki" giną w gąszczu tirów i samochodów. Instalujemy się w kabinach (niestety oddzielnych) i wyruszamy na "zwiady". Nieźle można tu zaszaleć: dyskoteka, kasyno, bary, restauracje. W sklepiku bezcłowym kupujemy wino i wieczór spędzamy na górnym pokładzie.Jest piękna pogoda, a my jesteśmy podekscytowani tą naszą pierwszą rowerową wyprawą.

20,07.2013
O 6.30 jesteśmy w Ystad. Mamy trochę czasom wiec objeżdżamy jeszcze śpiący rynek  a później instalujemy się na katamaranie "Christina".
Wreszcie wita nas piękną pogodą Ronne. Objeżdżamy miasteczko, w dobrze zaopatrzonej" informacji turystycznej" zaopatrujemy się w mapki i foldery i ruszamy do Allinge. Mam szczęście - znajduję 100 DK - to chyba dobry znak :). Trasa jest pięknie oznakowana, na pewno nie będzie problemów.
Po drodze mijamy Hasle. Miasteczko jest niewielkie. Z zabytków jak zwykle – kościół z kamieniem runicznym. Są też wędzarnie z charakterystycznymi kominami, muzeum sztuki i rzemiosła, zabytkowy budynek informacji turystycznej.  Jesteśmy po dobrym śniadaniu, wiec odkładamy sobie przyjemność skosztowania wędzonych specjałów na później. (To znaczy ja, bo Romik kręci nosem na wędzone ryby".)

Kolejnym naszym celem jest Kultippen. Rozległy wydmowopodobny obszar. nad morzem. Kiedyś składano tu materiał z odkrywki węgla. Dziś pozostały tylko wagoniki z fragmentem szyn.
Dojeżdżamy do jeziorka Rubinsø. Kolor rubinu to to nie jest ale i tak całkiem uroczo wygląda. Kiedyś była tu kopalnia węgla. Jedziemy dalej. Ja ze zdziwieniem zauważam, że Bornholm wcale nie jest płaski! :) Miejscami muszę podprowadzać rower, co z tym obciążeniem,wcale nie jest takie proste.
Zbaczamy z trasy rowerowej, żeby zejść po 170 schodach do Jonas Kapel. Stara przypowieść powiada, że kiedyś żył tu mnich Jon, który schrystianizował marynarzy i Bornholm. Głosił ze skały wyglądającej jak ambona Trochę na południe leżą trzy jaskinie, gdzie według legendy miał mieszkać. Miejsce nas zachwyca
Chcemy przejść dalej trasą Ringebakker, jednak ta jest za wąska dla rowerów. Postanawiamy tutaj wrócić pieszo. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do Vangu i dalej do ruin Hammershusu. Kolejne urokliwe miejsce. Kiedyś musiała tu być monumentalna budowla Widzimy na poziomie morza ludzi - jesteśmy bardzo wysoko.Musimy wrócić tu i obejść to miejsce piechotą. 
Jesteśmy już trochę zmęczeni, chcemy jak najszybciej znaleźć pierwszy camping. Jeszcze w domu planując trasę postanowiliśmy, że będziemy korzystać z kilku pól namiotowych, tzw natureplatz. Pech chciał, że nie zauważamy go i ostro  w dół  zjeżdżamy do miasteczka. Napotkane turystki pomagają nam odnaleźć właściwą drogę. Niestety ostry zjazd teraz będzie ostrym podjazdem.
Na polu namiotowym....jak w rodzinie. Niemal sami Polacy. Bez problemu rozbijamy namiot i pierwszy wieczór spędzamy przy ognisku an pogaduchach
nocleg:
Lejrplads Egelokke
Ejer Jytte i Hans Henrik Krak
Møselokkevej 5
Allinge
Przy gospodarstwie znajdują się dwa place biwakowe. Jeden z nich jest położony na przytulnym trawniku, tuż za gospodarstwem, na samym skraju lasu. Drugi jest na polanie około 300 metrów w głąb lasu, przy małym leśnym jeziorze. Do najbliższego sklepu jest około dwóch kilometrów. Do dyspozycji jest prysznic (5KK/min płacone na talerzyk), toalety. W kuchni jest czajnik elektryczny.Nocleg kosztuje 25 KK.
Przejechaliśmy 47 km.